wtorek, 11 października 2016

Wspomnienie o Leonie i Zofii Ohli



Dziadek Leon Ohli
Dnia 28 maja tego roku minęło 79 lat od śmierci mojego Dziadzia Leona Ohli. Gdy zmarł miał 63 lata, ja dziesięć. Warto wspomnieć to, co sama zapamiętałam oraz przekazy moich rodziców. 
Byłam najstarszą wnuczką i podobno najukochańszą. Mam z tego okresu książeczkę, którą otrzymałam od Dziadzia w Dniu Pierwszej Komunii Świętej z dedykacją „Kochanej Basi Dziadzio 16.05.l937r. oraz dwie kartki pocztowe wysłane do mnie z pozdrowieniami serdecznymi
z sanatorium w Iwoniczu. 
Tak to wtedy bywało, że w każdą niemal sobotę
i niedzielę zabierali mnie Dziadkowie do siebie, najpierw mieszkali przy ulicy Kolejowej u tzw. Vogta przy jego fabryce (było to około roku l933 pamiętam, bo wtedy tam zmarła Ciocia Dorcia- siostra Dziadka).
Wracając do pobytu u Dziadków, były to jak się dziś mówi „weekendy”. 
Wakacje we wsi Sól. Zofia Ohli
Bardzo lubiłam niedzielne spacery po mieście z Dziadkiem, opowiadał mi tyle ciekawych rzeczy o historii Białej, szczególnie utkwiły mi w pamięci spacery po dzisiejszym placu Wolności. I tak od hotelu pod „Orłem” dookoła, aż po  Sklep Tanewskiego. Potem zabierał mnie na ulicę Szkolną do cukierni Wrożyny na lody z bitą śmietaną. Czasami chodziliśmy z Dziadziem na boisko „Sokola”. W zimie była tam ślizgawka, ja jeździłam na łyżwach, tak się jeździło dookoła boiska z całą gromadą dzieci. Był tam barak drewniany, gdzie mieściła się kasa , bufet i magazyn na sprzęt sportowy oraz szatnie. Na ganku przed barakiem stawał Dziadzio coś zawsze popijał, po jakimś czasie wołał mnie na coś ciepłego, kupował mi wirstle gorące z kajzerką, gorącą herbatą no i na koniec coś słodkiego. 
Na spacerze z Dziadkiem i Bobusiem
W lecie natomiast oprócz zawodów sportowych odbywały się tam festyny, przyjeżdżał cyrk
i jakieś imprezy bywały. Bardzo lubiłam te wypady na „Sokola”. W Boże Ciało towarzyszył mi podczas procesji, bo ja „niosłam lilijkę”, a że był ogromny upal przynosił mi wodę „pij, bo zemdlejesz z tego gorąca” to pamiętam dokładnie- na drugi dzień rano zmarł nagle na zawal serca. Pogrzeb był ogromny, szło się przez całe miasto, jacyś oficjele, ze sztandarami, ja pierwsza za karawanem szłam samotnie – mam takie zdjęcie. 

Po śmierci Dziadka mój Ojciec przeprowadził Babunię - wdowę Zofię Ohlową - do naszego nowego domu przy ówczesnej ulicy Mickiewicza 905. 
Mieszkała na pierwszym piętrze w mieszkaniu,
w którym ja teraz mieszkam od 1960 roku. Mieszkała tutaj tylko l rok, bo do miasta musiała chodzić codziennie, a było to dość daleko prawie 2 km. Do tego w większości była polna zła droga, a zimą jak spadł śnieg to w ogóle ciężko było dostać się do miasta.
Z Babunią Zofią chodziłam w czasie „weekendów” z kolei w soboty na zakupy, trochę  żywności, ale więcej na „ciuchy”. Dzieliła się ze mną swoimi panieńskimi wspomnieniami i ciągle dużo mówiła. Ja nie wszystko rozumiałam, ale kiwałam głową, że wiem, co mówi. Natomiast bardzo lubiłam chodzić z Nią w odwiedziny do koleżanek i rodziny. 
Zofia Ohli z d. Smeły z synami Marianem i Alfredem i córką Stefanią

Była pani Falińska z przepysznymi ciasteczkami, były Panny Drding. Mieszkały
w małym domku na rogu obecnie ulicy Szkolnej i Piłsudskiego. Takie tam było wszystko śmieszne. Wchodziło się po schodkach z kolumnami – mieszkanie mieściło się na wysokim parterze, pełno tam było fotografii, pamiątek serwetek
i portiery w każdych drzwiach. Panny Dr
ding chodziły zawsze na czarno ubrane
i prawie jednakowo. Ale najbardziej ciekawie miały nakrycia głowy. Włosy wysoko upięte podtrzymywała je taka czarna tiulowa, ale sztywna falbanka. Bardzo mnie to śmieszyło, bo to wyglądało jak nastroszony kogut. Często rozmawiały po niemiecku z Babunią i patrzyły na mnie, do dziś wierzę, że Babunia mnie „obgadywała”, ale w sumie było ciekawie. Już po śmierci Dziadka, ale jeszcze przed wojną zabrała mnie dwa razy do Hałcnowa, pieszo do swojego brata Karola, który był organistą w tamtejszym kościele. Niewiele pamiętam, bo to była daleka droga, dla mnie to była katorga. Gdy dotarłyśmy na miejsce byłam tak padnięta po tym przydługim spacerze, że nie miałam ochoty na rozmowy i niewiele pamiętam z tego spotkania. 
Po wojnie jak Babunia była już w Krakowie u stryja Mariana, odwiedzałam Ją parę razy, bardzo chorowała - zmarła  w1956 roku i jest pochowana w Białej razem ze swoim mężem Leonem Ohli.
Leon Ohli




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz