poniedziałek, 31 października 2016

Historia Kapitanki


Historia posesji zwanej Kapitanką w Białej Krakowskiej przy ul. Mikołaja Reja 15
(obecnie Gorkiego 15).


Michalina Hylińska, lata 20te.
Karol Staszkiewicz pochodził z Wadowic, jednak po zawarciu małżeństwa z żywczanką Michaliną Hylińską całkiem adoptował się do Żywca. Rodzina Hylińskich była bardzo liczna, prawdopodobnie były 4 córki i syn. Michalina zwana Haśką  urodziła się w 1923 roku, w kolejnych latach urodzili się synowie: Witold i Wiesław. Niedługo po narodzinach synów, będąc na spacerze nad Sołą Michalinę coś ugryzło, dostała zakażenia i zmarła. Karol został z dwójką maleńkich synów. Za radą rodziny Hylińskich ożenił się z Jej siostrą Marią w 1928 roku. Tyle znam z opowieści jednej z sióstr Juli, która bardzo często bywała u nich.   
Witold i Wacław Staszkiewiczowie, synowie kapitana
3 Pułku Strzelców Podhalańskich
Wojska Polskiego Karola Staszkiewicza
i Michaliny z domu Hylińskiej





W l928 roku państwo Staszkiewiczowie zakupili budynek wraz z dużym ogrodem. Kapitan Karol Staszkiewicz z małżonką Marią zamieszkali wraz z synami Witoldem i Wiesławem przy ulicy Mikołaja Reja. Kapitan Karol był na emeryturze z uwagi na chorobę (chorował na gruźlicę). Pani Maria była bardzo dobrą i kochającą matką dla synów Michaliny. Rodzina  Hylińskich bardzo ją wspierała w czasie okupacji i po wojnie kiedy cierpiała biedę.
 
Maria Hylska druga żona Karola Saszkiewicza
Ażeby lepiej zrozumieć moje informacje o tej rodzinie muszę odpowiedzieć – skąd ja to znam
i pamiętam, kiedy poznałam tę Rodzinę i ich historię. 
W 1935 roku w październiku moja rodzina: Ojciec Alfred Ohli, Matka Eugenia, dwie córki Barbara lat 8 (ja) i moja siostra Aleksandra lat 5 sprowadziła się do nowo wybudowanego domu ((o domu można przeczytać TUTAJ)
Ogrody Państwa Staszkiewiczów i nasz graniczyły ze sobą. Było zatem oczywiste, że dwóch chłopaków Państwa Staszkiewiczów i my z siostrą szybko zawarliśmy komitywę. Były więc wspólne zabawy w podchody, w chowanego, budowanie  z gałęzi wigwamów itp. Bywało także, że z Wieśkiem czytaliśmy bajki. Miałam taką grubą książkę pt. Bajarz. Wiesiek ulubił sobie szczególnie bajkę w której występowała królewna o imieniu Tamara. Wiesiek mówił wtedy "jak się ożenię to  moja córka będzie się nazywała Tamara".
 
Witold Saszkiewicz z kuzynem.
W zimie uczyliśmy się jeździć na nartach – za ogrodami były pola i różne górki, po prostu były Złote Łany w lecie, a w zimie sanna – wygłupy na sankach, potem nartach. Dziś pozostała tylko nazwa Złote Łany, de facto to ogromne osiedle, bloki, wieżowce i cale zaplecze, sklepy, poczta, market Tesco, basen kryty, 3 szkoły itp. Jeszcze parę domów przedwojennych z ogrodami pozostało, taka enklawa zielona wśród tych molochów.   
Wracam  teraz do tematu – historii tych posesji. Pamiętam P. Staszkiewicza jak urządzał  sobie ten ogród, sądził drzewa owocowe, mnóstwo krzewów (porzeczki, agrest) wytyczał ścieżki i sądził w warzywniku. Bardzo pokochał ten ogród, chodził bardzo powoli w takiej kraciastej kurtce, choroba mu doskwierała, a żona Maria często nawoływała, aby się nie przemęczał. Oboje czasem wjeżdżali razem do Żywca – tam mieli sporo rodziny, zostawiając synów samych. Wtedy zaczynała się dopiero u nich w ogrodzie zabawa, podbieraliśmy owoce, szczególnie polowaliśmy na brzoskwinie, które rosły na południowej stronie budynku – były słodkie bardzo. Pewnego razu zaprosił mnie do mieszkania młodszy Wiesław – zwany Amkiem. Pamiętam trochę z tego – było pięknie urządzone, mnóstwo dużych obrazów, szczególnie utkwiła mi w pamięci ściana w holu. Na dużej powierzchni do samego sufitu, na wyścielonym czerwonym suknie przytwierdzona była różna broń, szable, karabiny, bagnety, jakieś stare kindżały itp. Zrobiło to na mnie ogromne wrażenie – dobrze pamiętam do dziś. 
1931 rok - Witold z ojcem
Mój ojciec był  - jak kapitan - legionistą, ranny w wojnie bolszewickiej, miał uszkodzoną nogę, chodził w protezie
i takim ogromnym ortopedycznym bucie. Nie przeszkadzało mu to jednak przechodzić przez dziurę w plocie do sąsiada i jako dwaj przyjaciele byli do szabli i do szklanki. Obydwie żony się denerwowały, ale im było wesoło. Tak bywało do czasu rozpoczęcia  II wojny. Ojciec musiał uciekać – nie było go do 1942 roku – znalazł się w Krakowie, gdzie myśmy z moją Matką znalazły się tam także po wysiedleniu.
Jeszcze za życia  Witolda, w roku l948 jego brat Wiesław ożenił się ze Stasią z Żywca i zamieszkali razem  z Witoldem i Matką - Panią Marią. Z małżeństwa tego urodził się syn Witold i  córka TAMARA. Ja odwiedzając Witolda, zaprzyjaźniłam się z jego bratową - Stasią (nie znam jej panieńskiego nazwiska). Po śmierci Witolda wyszłam za mąż i zamieszkałam w domu mojego męża i jego Matki, a mojej Teściowej. Często odwiedzając moją Matkę, spotykałam się ze Stasią i P. Marią, – bowiem obydwie panie przyjaźniły się z moją Mamą. Wkrótce drogi nasze się rozeszły – Stasia z mężem wyjechała na ziemie zachodnie – moja Matka zmarła w l95l roku, Pani Maria  Staszkiewiczowi została sama, miała bardzo ciężki okres bytowania, bieda często zaglądała jej w oczy.
1940 rok, Witold na rowerze, w tle 'Kapitanka'.


Od lewej: Karol Staszkiewicz, Irena Susicka, NN, Witold Staszkiewicz.
W tle, z lewej strony fragment domu autorki tekstu.

Rodzina Staszkiewiczów podczas odpoczynku w ogrodzie przy domu.
Od lewej siedzą: prawdopodobnie siostra Marii, Maria (żona Karola),
Aleksandra Bętkowska (siostrzenica Marii), Karol (ojciec Witolda).
Żyła z maleńkiej renty po mężu i to, co wyhodowała w ogrodzie – owoce warzywa sprzedawała  i tak sobie pomagała. Ja z moim mężem i już dwojgiem dzieci po ośmiu latach wróciłam do rodzinnego domu (zwolniło się mieszkanie na piętrze). Często widywałam P. Marię jak siedziała w ogrodzie na taborecie i obierała porzeczki lub agrest, była już słaba w podeszłym wieku. Stasia na  nowym mieszkaniu urodziła dwoje dzieci, Witolda i Tamarę. Mąż jej Wiesław, nie był dobrym  mężem, taki lekkoduch i zawadiaka. Bardzo wcześnie opuścił rodzinę, Tamara miała l7 miesięcy. Stasia zwinęła manatki i z maleńkimi dziećmi wróciła do Żywca do swojej matki. Tam pracując jako szefowa w dużej restauracji była sama dopiero po piętnastu  latach wyszła ponownie za mąż. Dziećmi opiekowała się jej matka, a Pani Maria często się z nimi spotykała – utrzymywała kontakt ze Stasią cały czas. Wiesław w tym czasie związał się z rozwódka Heleną. Mieszkali w Bielsku u Heleny. Z tego związku urodził się syn Jacek. Pani Maria nie uznawała tego związku, ani nowego wnuka. Natomiast silny kontakt utrzymywała ze Stasią i wnukami. Nie pozwoliła synowi wprowadzić się do domu dość obszernego, tylko sama się borykała do czasu choroby. Dostała wylewu, była sparaliżowana
i potrzebowała profesjonalnej opieki. Wtedy dopiero pozwoliła na zalegalizowanie tego związku
i powrót syna z nową rodziną do domu na Gorkiego 15.
1940 rok, Witold Staszkiewicz (z prawej)
z kolegami podczas jazdy na nartach po Magurce Wilkowickiej.
Witold Staszkiewicz (z lewej) z ojcem Karolem
na ganku przed drugim wejściem do domu od strony ogrodu
Wiesław pracował w Miejskim Zakładzie Komunikacyjnym, a Helena była fryzjerką. Jacek chodził do przedszkola, potem do szkoły, ale rodzice mieli z nim sporo kłopotu wyrastał na takiego rozrabiakę. Początkiem lat  siedemdziesiątych zmarła Pani Maria. Wtedy ostatni raz widziałam się na pogrzebie ze Stasią. Po śmierci Matki, w domu pozostali Wiesław z żoną Heleną i synem Jackiem. W roku  1977 Wiesław po długiej chorobie na raka nerek zmarł, miał 52 lata. Jacek dorastał – był trudny w wychowywaniu, Hela miała z nim sporo kłopotów, ciągle zmieniał szkolę, ukończył podstawówkę – dorywczo gdzieś pracował. W wieku lat 19 ożenił się
z młodą dziewczyną urodził im się wnet syn, młodzi wyemigrowali do Kanady, Babka  małego Staszkiewicza wychowywała zaledwie parę miesięcy. Wnet jednak Jacek z żoną ściągnęli małego do Kanady. Helena związała się z nowym towarzyszem, kupiła mieszkanie w blokach na Złotych Łanach
i wyprowadziła się z domu przy ul. Gorkiego. Dom stal jakiś czas pusty. Pani Maria przed śmiercią sporządziła testament  głównie na rzecz pierwszej rodziny Wiesława. Połowę posiadłości otrzymała wnuczka Tamara Ewa (miała żal do ojca za porzucenie rodziny, dlatego zmieniła imię), pozostałą część otrzymali po 1/6 pierwsza żona Stasia i syn jej Witold, resztę otrzymała Helena i Jacek.
Karol Saszkiewicz w ogrodzie, w tle dom Autorki.
Otóż po 39 latach odszukała mnie Stasia – pierwsza żona Wiesława, czyli bratowa śp. Witolda. Mieszkała razem z Panią Marią i Witoldem znała doskonale moje kontakty z chorym i zadzwoniła do mnie w maju 1989 roku, zawiadamiając  o wystawionym do sprzedaży domu - miało się ukazać w prasie ogłoszenie  o sprzedaży. Powiedziała do mnie „BASIU TEN DOM CI SIĘ NALEŻY- STARAJ SIĘ O NIEGO”. Ja byłam oczywiście bardzo zaskoczona, przecież mieszkałam od lat w domu rodzinnym, syn Piotr miał własnościowe mieszkanie na osiedlu Karpackim, córka z rodziną mieszkała na stałe w Żganiu.
W pierwszej chwili zaproponowałam moim siostrzeńcom i siostrzenicom, aby się tym zainteresowali. Przyszli pooglądali, dla nikt się nie zdecydował, bo dom był już stary wymagał generalnego remontu ogród bardzo zaniedbany – taka dżungla. Do tego dochodziła trudna sytuacja u spadkobierców – wszyscy byli skłóceni między sobą  i podbijali cenę, aby jak najwięcej uzyskać dla siebie. Jakoś w czerwcu syn zapytał mnie „A ja nie mógłbym tego kupić? Tak rodzinie reklamujesz, a mnie może by się udało tę posiadłość kupić”. W lipcu zapadła decyzja, Stasia z rodziną miała pierwszeństwo decyzji z racji największej części spadku wyraziła zgodę na sprzedaż mojemu Synowi z żoną Krystyną i na czekanie na zapłatę, do czasu aż Syn zbierze środki.

Okazało się, że druga żona Wiesława – Hela ma nieuregulowane sprawy dotyczące majątku po mężu, – czyli tzw. stwierdzenie praw do spadku, do tego było też ściągnięcia notarialnego upoważnienia od jej syna Jacka z Kanady. Sprawa się przeciągała, co było korzystne dla syna mojego. W końcu sprzedali mieszkanie, samochód   i byli gotowi do zakupu. W październiku przeprowadzili się do domu na  ul. Gorkiego ale dopiero 8 grudnia 1989 r. został podpisany ostateczny akt zakupu. Pól roku później, w kwietniu 1990 roku Syn Piotr wyjechał do Nowego Jorku. Tam podjął pracę w swoim zawodzie (był absolwentem Politechniki Łódzkiej w Bielsku-Białej w zakresie dziewiarstwa). Pracował w USA ciężko bywał w domu kilka razy w roku. Synowa pracowała w Urzędzie Skarbowymi praca bardzo stresująca (przepracowała 30 lat), do tego ta rozłąka, ale oboje robili wszystko z myślą o domu. Ja znowu wędrowałam jak przed laty przez bramkę w plocie, sypiałam na facjatce prawie
cztery lata, aby jej było raźniej, opiekowałam się wnuczką Beatą (miała przecież dopiero 8 lat, chodziła do pierwszej klasy). Zajmowałam się także ogrodem, by doprowadzić go do lepszego stanu. I tak oto mieszkają już 20 lat, przeprowadzili ogromny kapitalny remont.  Dziś jest to komfortowa rezydencja i zadbany ogród, Słowem KAPITANKA, jak nazywają ją sąsiedzi do dziś, powróciła do dawnej świetności.
Dom Rodziny Saszkiewiczów 'Kapitanka', widok od frontu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz