Wpadła
mi przypadkowo w ręce Kronika
Beskidzka a w niej artykuł o Panu Aleksandrze Kunickim.
Przepracowałam
w jako księgowa 57 lat w administracji Miasta Bielska-Białej. Moja powojenna
historia zetknęła mnie kilkakrotnie z panem Kunickim.
Miałam 18 lat jak się skończyła wojna - zaczęłam szukać pracy. Tak pewnego dnia zgłosiła się do mnie starsza Pani - rozmawiała ze mną dosyć długo, w końcu dała mi wizytówkę (nie pamiętam nazwiska) i poleciła mnie ówczesnemu dyrektorowi Bielskiej Kolei Elektrycznej.
Miałam 18 lat jak się skończyła wojna - zaczęłam szukać pracy. Tak pewnego dnia zgłosiła się do mnie starsza Pani - rozmawiała ze mną dosyć długo, w końcu dała mi wizytówkę (nie pamiętam nazwiska) i poleciła mnie ówczesnemu dyrektorowi Bielskiej Kolei Elektrycznej.
Tak 02. 05.
1946 roku zaczęłam pracę praktykantki w księgowości. Pracowałam tam 5 lat. W
ciągu tego okresu BKE przeszło pod zarząd Miasta. W tym czasie przewodniczącego
Miejskiej Rady Narodowej Bielska Pana Jurzaka zastąpił Pan Niedziółka.
Zastępcą Przewodniczącego był Pan Jan Grzbiela, a jego sekretarzem Pan
Aleksaner Kunicki. Ja miałam obowiązek co tydzień zanosić raporty kasowe wraz z
załącznikami do parafowania sekretarzowi. Oddawałam dokumenty Panu Kunickiemu,
który podawał je Panu Grzbieli do parafowania. Czekając na odbiór dokumentów,
siedziałam w pokoju z Panem Kunickim i rozmawialiśmy sobie o różnych sprawach.
Pracowałam w BKE
5 lat i po urodzeniu drugiego dziecka zwolniłam się (w tym czasie nie było
jeszcze tzw. urlopów bezpłatnych wychowawczych). Po pół roku zaczęłam znowu
szukać pracy. Przyszła do mnie znajoma Pani S. mówiąc, że jest
posada księgowej w Miejskim Przedsiębiorstwie Remontowo-Budowlanym przy ulicy
Kołłątaja 10. Miałam się zgłosić do kierownika administracyjnego, był to Pan
Kunicki. Przedstawił mnie dyrektorowi Panu Smolanie – no i miałam znowu pracę.
W tym czasie zapytał mnie się „co się dzieje z Pani Ojcem – proszę go ode
mnie pozdrowić”. Ojciec mój osiadł po wojnie w Krakowie, ja podczas któryś
odwiedzin przekazałam mu pozdrowienie i zapytałam skąd zna Pana Kunickiego.
Odpowiedział mi krótko „rozpracowywaliśmy przed wojną takiego
niemieckiego senatora Rudolfa Wiesnera”.
Wtedy więcej nie chciał o tym mówić ale ja już wiedziałam, że jest osobą, która pomagała mi przez te wszystkie lata, pozostając często w cieniu a jedynie poprzez inne osoby docierały do mnie jego informacje i wskazówki. Po trzech latach pracy i urodzeniu następnego dziecka znowu musiałam na parę miesięcy opiekować się dziećmi. Po paru miesiącach zaczęłam szukać pracy ale tym razem już tylko na pół etatu. I znowu zawiadomił mnie, że w szkole im. St. Żeromskiego jest wolne pół etatu dla księgowej. Zaczęłam pracę w okresie kiedy żegnał się ze szkołą Pan Giza i stanowisko objął dyrektor Mykietyn. I tak utknęłam w Bielsko-Bialskiej oświacie aż do emerytury.
Wtedy więcej nie chciał o tym mówić ale ja już wiedziałam, że jest osobą, która pomagała mi przez te wszystkie lata, pozostając często w cieniu a jedynie poprzez inne osoby docierały do mnie jego informacje i wskazówki. Po trzech latach pracy i urodzeniu następnego dziecka znowu musiałam na parę miesięcy opiekować się dziećmi. Po paru miesiącach zaczęłam szukać pracy ale tym razem już tylko na pół etatu. I znowu zawiadomił mnie, że w szkole im. St. Żeromskiego jest wolne pół etatu dla księgowej. Zaczęłam pracę w okresie kiedy żegnał się ze szkołą Pan Giza i stanowisko objął dyrektor Mykietyn. I tak utknęłam w Bielsko-Bialskiej oświacie aż do emerytury.
Może moje
wspomnienia o Panu Kunickim to mój sposób, aby podziękować Mu za „opiekę”
nade mną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz