W latach 20-ch (już po ślubie
moich rodziców w 1926r.) Mama Eugenia Ciszyńską pracowała w Banku Gospodarstwa
Krajowego, a Ojciec Alfred Ohli, który ukończył Akademię Handlową w Krakowie
pracował jako buchalter (ówczesne określenie księgowego) w Wytwórni Wódek
Gatunkowych – Firma Jenkner.
Ojciec był Legionistą i inwalidą wojny bolszewickiej 20-go roku,
interesował się polityką, miastem – Białą Krakowską, sprawy Polski i patriotyzm
były zawsze na pierwszym miejscu w Jego życiu. Tak więc siedząc w sprawach
finansowych tej firmy, zwrócił uwagę, że na szwajcarskie konta właściciela
wpływają duże sumy
w dolarach. Grzebiąc w dokumentach na własną rękę doszedł prawdy. W Ameryce trwała w tym czasie prohibicja.
w dolarach. Grzebiąc w dokumentach na własną rękę doszedł prawdy. W Ameryce trwała w tym czasie prohibicja.
Okazało się, że przyjeżdżał z
Warszawy jakiś inspektor, ‘skażał’ fikcyjnie spirytus, który był następnie wysyłany
za ocean - oczywiście prawdziwy- łapownictwo w tym czasie kwitło, zatem wiadomo
już było skąd pochodziły nielegalne dochody. Ojciec zawiadomił odpowiednie
władze w Warszawie i po szczegółowej kontroli stwierdzono, że skarb państwa
stracił w tym czasie 2 miliony złotych podatku.
Ojciec za wykrycie tej afery z początkiem lat 30-tych otrzymał w nagrodę 25.000 zł. To była na ówczesne czasy ogromna suma – dość powiedzieć, że wybudowany nasz dom kosztował 48.000 zł. Brakującą kwotę rodzice pożyczyli w baku w którym pracowała Mama.
![]() |
Przed domem |
Parcela na której miał stanąć
nasz dom pochodziła z terenów - rozparcelowanych ze Złotych Łanów, które
wykupiła od bialskiego Niemca Pischa Polska Akademia Nauk i przekazała miastu
dla jej mieszkańców. Na pamiątkę tej „transakcji” nazwano ulicę Polskiej Akademii Umiejętności. Ciągnęła się
od cmentarza na Leszczynach do ulicy Lipnickiej. Tak jest do dziś. Na
marginesie dodam, że w okresie kiedy łączono Bielsko z Białą wiele ulic w
Białej zmieniono, np. ulicę Narutowicza nazwano Tuwima, Mikołaja Reja
przemianowano na Gorkiego, a naszą Mickiewicza na Lelewela.
Ojciec nasz wybrał sobie taki
nieciekawy teren trochę jak ugór w dolince, a to dlatego że, tam płynął
strumyczek romantyczny, który wiele lat później dał nam dobrze popalić.
i tak patrzałyśmy jak rośnie nasz dom. Dom zaprojektował Ojca przyjaciel Zygmunt Pindel, pamiętam , że to się nie podobało Babuni – nazywała , że Dziunek buduje koszary, bo nie ma balkonów, ani werandy oraz osobnego wejścia do ogrodu z tyłu budynku. W końcu w październiku 1935 roku wprowadziliśmy się do nowego domu, ale bez Babuni musiała wyjechać do drugiej swojej córki Cioci Krysi Groele do Mielca – tam były już 3 maleńkie wnuki, którymi trzeba było się opiekować. Tu mieszkaliśmy – do czasu wysiedlanie przez Niemców 4 kwietnia 1941 roku – w czterech pokojach z kuchnią i łazienką. Domem i ogrodem zajmowała się Mama przy pomocy kolejnych służących. Wspomnę jeszcze te lata przecież byłam już o 6 lat starsza.
Mieliśmy cztery pokoje na parterze,
kuchnia, spiżarka, obok mała wnęka pomieszczenie dla służącej , łazienka, a
przez całe mieszkanie ciągnął się długi przedpokój. Wschodni pokój był
dziecinny zajmowałyśmy go z Oleńką, następnie była sypialnia rodziców, w końcu
przedpokoju była duża jadalnia z której wchodziło się do małego pokoiku zwanego
gabinetem Taty. To było całe jego królestwo, biurko z ogromnym fotelem,
biblioteczka gdzie na czołowym miejscu były pisma Piłsudskiego, różne
pamiątkowe bibeloty. Tapczan przykryty był takim kolorowym włochaczem, pamiątka
przywieziona z Kresów. Nad tapczanem na łowickim kilimie wisiały różne szable,
pistolety, jakiś kindżał i harap.
Jadalnia była dębowa z ogromnym
kredensem, okrągłym stołem na 6 krzeseł, stały tam też dwa fotele wyścielane
skórą. Sypialnia Rodziców tradycyjna -
dwa łóżka małżeńskie, szafy i szafki nocne - deseń na meblach nazywał się’ „jaskółcze
oczka’’. Nasz pokój dziecinny to tradycyjnie białe mebelki. Pół roku po naszym
wprowadzeniu urodziła się Dorota – nazywana prawie do samego zamążpójścia
Dzidzią.
Wspominam ten okres
wyczekiwania – ciągle z Oleńką zastanawiałyśmy się – chłopak czy dziewczynka. To
od naszego listonosza dowiedziałam się, że mamy siostrzyczkę.
![]() |
Dzidzia |
Pamiętam ten dzień, chodziłam
do drugiej klasy szkoły powszechnej na Leszczynach, był piękny wiosenny dzień
18 marca idąc ulicą Żywiecką stale powtarzałam sobie „brat czy siostrzyczka”.
Wiedziałam, że to dziś właśnie będzie, bo od rana był ogromny ruch – służce
latały po mieszkaniu, Tatuś nie poszedł do pracy, a mnie zapomniano dać do
szkoły drugie śniadanie. Wracając musiałam skręcić z ulicy Żywieckiej na ul.
Mikołaja Reja w stronę naszego domu. I oto na rogu spotyka mnie nasz listonosz
– był taki rudy młody człowiek, ale tak jakoś idzie tanecznym krokiem, śpiewa
coś pod nosem, a czapkę listonosza ma ubraną na opak. Jak mnie zobaczył, mówi –
spiesz się do domu bo tam czeka na Ciebie siostrzyczka- a Pan Ohli (czyli
mój Tata) już mnie ochocił. Nie bardzo to rozumiałam, ale po powrocie do domu
Tata coś głośno śpiewał – Mamusia leżała w łóżku, a koło niej maleńki dzidziuś.
Na nocnej szafce stał taki duży kremowy hiacynt w doniczce.
Na nocnej szafce stał taki duży kremowy hiacynt w doniczce.
![]() |
Trzy siostry przed domem: Oleńka, Dorota, Basia. |
Mama pracowała w
Banku Gospodarstwa Krajowego, do końca
1938 roku. Ojciec po
przeprowadzce z Leszczyn zmienił
posadę założył Spółdzielnię Legionową w której zatrudnił swoich kompanów z
wojska. Spółdzielnia mieściła się w
wynajętym lokalu (maszyny produkcyjne i biuro) w fabryce naprzeciwko Ratusza w
Białej – obecnie mieszczą się tam różne wydziały Urzędu Miasta Bielska-Białej.
W fabryce tej produkowano sukno
dla kolejarzy i policji. Kiedyś Ojciec opowiadał jak się odbywa kontrola
jakości podczas sprzedaży wyrobów. Na jednym metrze kwadratowym sukna kładziono
ciężarki o wadze 25kg. Jeśli taka próba wytrzymała – nie naciągało się i nie
zmieniało faktury, to sprzedawano zainteresowanym.
Życie leciało tak przez 4 lata
aż do rozpoczęcia wojny. Dzidzia rosła, my z Oleńką obchodziłyśmy się jak z
lalką, pamiętam, że sprzeczałyśmy się,
która ma wozić Małą w wózku. W lecie 1936 roku były oczywiście chrzciny. Wielka
uroczystość, całą rodzinę zaproszono. Chrzestną Matką była siostra naszego
Ojca, Ciocia Stefa Łukosiowa a Ojcem chrzestnym
przyjaciel Ojca – taki „przyszywany” Wujek - Józef Hrabi. Wielkim
wydarzeniem był przyjazd Wujostwa
Łukosiów z synami – Leszkiem
i Adasiem. Mieszkali w Zgierzu i przyjechać mieli swoim autem. Pamiętam czekałyśmy z Oleńką na
skrzyżowaniu drogi Mikołaja Reja
i Mickiewicza koło naszego domumu. Jeszcze dziś mam w oczach jak bordowy samochód powoli jedzie do góry po tych wertepach.
i Mickiewicza koło naszego domumu. Jeszcze dziś mam w oczach jak bordowy samochód powoli jedzie do góry po tych wertepach.
![]() |
Zabawy w ogrodzie |
Potem pojechali chrzestni z
Ojcem i Dzidzią do kościoła. Mama została w domu, ale do końca nie wiedziała na
jakie imię Ojciec się zdecyduje – bo jak zwykle miał wiele pomysłów. Jak weszli
do mieszkania Mama pyta „no i jak Jej w końcu daliście na imię – a Ojciec
odpowiedział: no Dorota”. Bardzo ucieszył się Dziadzio Ohli bo Ciocia
Dorota była Jego ukochaną siostrą.
Dorośli świętowali w jadalni, a my z Oleńką rozrabiałyśmy w dziecinnym pokoju z
Leszkiem i Adasiem. Było wtedy takie zdarzenie. Adaś miał wtedy 5 lat, chodził
za nami, także do jadalni do dorosłych i
po jakimś czasie, położył się w naszym pokoju pod stołem, trochę
przysnął, ale potem zrobiło mu się niedobrze. Przywołaliśmy Ciocię Stefę,
zaczęła mu dawać jakieś medykamenty. Okazało się potem, że podjadał sernik i w
jadalni i u nas – przejadł się. Tą historię opowiadano wiele lat później jak
był już duży – tak na wesoło.
![]() |
Ojciec |
W 1935 roku zmarł Józef Piłsudski - Ojciec bardzo to przeżywał. Nasz
dom był już w budowie i parcela nieco zagospodarowana – ogrodzona już była,
więc Tata posadził 3 wierzby płaczące w dniu Jego śmierci, a to jedna koło domu
oraz dwie
w tyle ogrodu w rogu. Szybko rosły i dawały nam z Oleńką i synem sąsiada Amkiem Staszkiewiczem wiele radości i pole do zabawy – wspinałyśmy się po niej, budowałyśmy jakieś siedziska i czasem czytywałyśmy bajki. W drugim rogu ogrodu nad potoczkiem Tata wybudował taką altanę w kształcie trójkąta. Do altany wchodziło przez mostek, bawiłyśmy się tam z Oleńka lalkami. Pod nią było oczko wodne, pływały
w nim żaby i kijanki Jak był upał próbowałyśmy z Oleńką chlapać się, ale nie wiele bo woda była bardzo zimna – wypływała przecież ze źródełka za domem.
w tyle ogrodu w rogu. Szybko rosły i dawały nam z Oleńką i synem sąsiada Amkiem Staszkiewiczem wiele radości i pole do zabawy – wspinałyśmy się po niej, budowałyśmy jakieś siedziska i czasem czytywałyśmy bajki. W drugim rogu ogrodu nad potoczkiem Tata wybudował taką altanę w kształcie trójkąta. Do altany wchodziło przez mostek, bawiłyśmy się tam z Oleńka lalkami. Pod nią było oczko wodne, pływały
w nim żaby i kijanki Jak był upał próbowałyśmy z Oleńką chlapać się, ale nie wiele bo woda była bardzo zimna – wypływała przecież ze źródełka za domem.
Po wprowadzeniu się do nowego domu
Rodzice zorganizowali poświęcenie
domu. Przygotowano duże przyjęcie jakoś w początkiem grudnia. Było dużo
gości – rodzina i przyjaciele. Była także Babunia z Dziadziem Leonem.
Poświęcenia miał dokonać przyjaciel Dziadzia Ksiądz Zbanuszek. Niestety nie
przyszedł na umówione spotkanie, w końcu nas z Oleńką wyproszono już do spania,
a zabawa trwała do rana jak zwykle słyszałyśmy tylko śpiewy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz