Dużo już napisano na temat bielskich
tramwajów, moje wspomnienia dotyczą życia codziennego tamtejszej społeczności, pracowników,
kolegów. Była to bardzo zgrana grupa pracowników tak umysłowych jak i
fizycznych.
Bielska Kolej Elektryczna podlegała od
końca wojny PKP. Dotyczyły jej takie same przepisy jak kolei: regulamin pracy
zakładu i pracowników.
Dnia 4 maja 1946 roku
zaczęłam pracę w BKE. Dyrektorem był w tym czasie pan Tadeusz Szklanny –
inżynier – absolwent Politechniki Lwowskiej, który pracował przed wojną w
COP-ie – Centralnym Ośrodku Przemysłowym.
Przyjechał do Bielska z żoną i siedmioletnim synem. Miał około 34
lata. Był bardzo dobrze rozeznany w branży, rzeczowy sprawiedliwy, ale również jak
trzeba bardzo rygorystyczny, a nawet srogi o czym miałam się przekonać
w mojej pracy.
w mojej pracy.
Przyjmując mnie do pracy (miałam
wówczas niespełna 19 lat) we wstępnej rozmowie wypytał mnie o wykształcenie, o
to czy pracowałam już gdzieś
i jakie mam warunki domowe. Później okazało się, że innymi pracownikami
i ich problemami też się interesował. Na koniec rozmowy oświadczył mi, że przyjmuje mnie na okres próbny na 3 miesiące, jako praktykantkę. Oznajmił, że wymaga ode mnie pracowitości, lojalności i punktualności,
o czym miałam się wnet przekonać w praktyce.
i jakie mam warunki domowe. Później okazało się, że innymi pracownikami
i ich problemami też się interesował. Na koniec rozmowy oświadczył mi, że przyjmuje mnie na okres próbny na 3 miesiące, jako praktykantkę. Oznajmił, że wymaga ode mnie pracowitości, lojalności i punktualności,
o czym miałam się wnet przekonać w praktyce.
Skierował mnie do pracy do biura
technicznego pod bezpośrednie kierownictwo głównego inżyniera zakładu pana Henryka Czyża, który kierował
warsztatami naprawczymi zajezdni tramwajowej i zajezdni autobusowej.
Przed wojną BKE prowadziło też komunikację autobusową, autobusy
linii podmiejskich najdalej kursowały do Cieszyna. Ambicją zakładu było wznowić
linie autobusowe, ale niestety okupant zostawił w opłakanym stanie zdemolowany
tabor autobusowy. Najwięcej pracy było w warsztacie, skupiono się głównie na odbudowie starych
wraków autobusów – tramwaje po lekkiej kosmetyce ruszyły jeszcze w 1945 roku.
Naprawami wozów i kosmetyką
kierował Mistrz Franciszek Kołacz. Miał
on do pomocy dwóch ślusarzy (pierwszych PP-rowców, którzy kaperowali do PPR fizycznych
pracowników, a w późniejszym czasie dość utrudniali pracę Dyrektorowi Szklanemu).
Była więc stolarnia, którą kierował Mistrz
Jan Sobol wraz z trzema stolarzami, z których jednym był Władysław Rusin, z
którym w późniejszym czasie zaprzyjaźniłam się. Była lakiernia kierowana przez
jednego
z przedwojennych pracowników pana Karola Wolfa, była także kuźnia pod silną ręką kowala – Józefa Kurzaka oraz warsztat elektryczny, którym kierował Mistrz Antoni Cembala z pracownikami: Januszem Warchałem
i Józefem Węgrzynkiewiczem. Ich zadaniem była konserwacja trakcji tramwajowej, a później – w miarę odnawiania taboru - elektryki
w autobusach.
z przedwojennych pracowników pana Karola Wolfa, była także kuźnia pod silną ręką kowala – Józefa Kurzaka oraz warsztat elektryczny, którym kierował Mistrz Antoni Cembala z pracownikami: Januszem Warchałem
i Józefem Węgrzynkiewiczem. Ich zadaniem była konserwacja trakcji tramwajowej, a później – w miarę odnawiania taboru - elektryki
w autobusach.
Główny budynek BKE
popularnie nazywano „Centralą”. Mieściła się ona przy ulicy Partyzantów 64.
Na parterze obok przedsionka po prawej
stronie mieściła się portiernia czynna
całą dobę, po lewej stronie był pokój
konduktorów, którzy rozliczali się z biletów i pieniędzy jakie uzyskali
ze sprzedaży. Tu królowała pani Elżbieta Schauderna, która zapisywała numery niesprzedanych
biletów
i odbierała pieniądze zainkasowane przez konduktorów.
i odbierała pieniądze zainkasowane przez konduktorów.
Za wahadłowymi drzwiami za portiernią
mieściło się biuro techniczne pana Czyża
i tutaj skierował mnie na początek praktyki Dyrektor Szklanny.
Na pierwszym piętrze był
mały przedsionek z którego wchodziło się do sekretariatu – gdzie pracowała panna
Wiesia, a obok po prawej stronie mieścił się gabinet pana Dyrektora. Po lewej
strony sekretariatu były dwa małe pokoiki,
pierwszy należał do maszynistki, a w drugim mieściła się księgowość, gdzie
pracował pan Franciszek Pająk, który w późniejszym czasie został moimi szefem.
Miał 26 lat, studiował zaocznie w Katowicach ekonomię. Był osobą
niepełnosprawną po chorobie Heinego-Medina,
pisał lewą ręką, ale przede wszystkim był bardzo dobrym fachowcem. Nauczył mnie
wiele spraw związanych z księgowością, między innymi, jak księgować przez
przebitkę na metalowej desce.
Po lewej stronie przed
przedsionkiem mieściła się kasa główna, tutaj przekazywano pieniądze z
utargów za bilety, dokonywano wypłat pracowników oraz wydawano gotówkę
zaopatrzeniowcom na drobne zakupy – rola kasjerki przypadła pani Annie Falcmanowej.
Była to osoba w średnim wieku, Warszawianka, która uciekła z dwojgiem dzieci,
synem i córką po Powstaniu Warszawskim z Pruszkowa. Dyrektor bardzo jej pomagał
zagospodarować się w Bielsku.
Moja praca w biurze
technicznym polegała na sprawdzaniu list obecności i kart pracy pracowników
wszystkich warsztatów. Spacerowałam więc
do kierowników warsztatów z papierkami, dyspozycjami od pana inżyniera itp.
Szybko się zaaklimatyzowałam, robotnicy byli uprzejmi i mimo młodego wieku, szanowali
mnie i nazywali „Panna Basia” i tak już zostało na zawsze, nawet kiedy wyszłam
za mąż.
Pracownicy BKE, pierwsza z prawej - autorka. |
Dzień rozpoczynał się o ósmej rano, pan
Dyrektor od parteru zaczynał obchód wszystkich biur. Energicznie otwierał drzwi, trzeba było już siedzieć przy biurku z
papierami. Jak się guzdrałam z rozbieraniem,
mówił
„o godzinie ósmej zaczyna się pracę, a nie dopiero się przychodzi do pracy! ” W ciągu dnia też wpadał, czasem o coś zapytał i kontrolował co robią pracownicy.
„o godzinie ósmej zaczyna się pracę, a nie dopiero się przychodzi do pracy! ” W ciągu dnia też wpadał, czasem o coś zapytał i kontrolował co robią pracownicy.
Po dwóch miesiącach zostałam
przeniesiona do pomocy maszynistki, a na moje miejsce przyszedł młody absolwent
Szkoły Przemysłowej Stasiu Zontek, który oprócz wykonywania mojej
dotychczasowej pracy rysował coś na desce kreślarskiej. Jako pomoc maszynistki
nie zagrzałam długo miejsca, nie za bardzo mi to szło, pisałam wolno, a że przedsiębiorstwo się
rozrastało pan dyrektor uznał, że
praktyka się zakończyła i przeniósł mnie do pokoju obok, do księgowości do pana
Pająka. I tak poznałam swój zawód księgowej
w którym pracowałam do czasu przejścia na emeryturę, a potem jako emerytka, pracowałam na pół etatu do 75 roku życia.
w którym pracowałam do czasu przejścia na emeryturę, a potem jako emerytka, pracowałam na pół etatu do 75 roku życia.
Przedsiębiorstwo się rozwijało,
rozpoczęto przygotowania do budowy linii nr 2 biegnącej z dworca kolejowego na Hulankę. Do tego
przebudowa zdewastowanych autobusów szła pełną parą. Przez zajezdnię tramwajową
przechodziło się do dużego placu, przy
którym mieściły się warsztaty: ślusarnia, kowal, stolarnia, magazyny i zaplecze
gospodarcze.
Z tego placu wychodziło się
(a później jak były autobusy – wyjeżdżało) na ulicę Batorego, przy której stal
także należący do BKE budynek, tam mieściły się mieszkania, niektórych
pracowników, jeszcze przedwojennych. Pani Schauderna, rewizor pan Wobruba - mieszkali
na pierwszym i drugim piętrze, a na parterze urządził pan dyrektor stołówkę z
zapleczem kuchennym dla pracowników. W tym czasie to było bardzo cenne i wielu
pracowników z niej korzystało bo pracowano na dwie zmiany, motorniczowie i
konduktorzy od 4:30 do 23:00 , a pracownicy warsztatów od 7:00 do l5:00, tylko
pracownicy umysłowi od 8:00 do 15:00.
Personelu biurowego także
przybywało. Pan Dyrektor zaczął najpierw ‘awansować’ spośród konduktorów i
motorniczych. I tak panią Falcmanową przeniósł do sekretariatu, a do kasy
posadził motorniczego Józefa Rozmusa, Rudolfa Dubiela przekwalifikował na
kierownika ruchu, tramwajowego Stefana Motykę
zrobił głównym magazynierem, do prowadzenia kartoteki
ilościowo-wartościowej posadził w magazynie Stanisława Mrowca, a Franciszka
Przygodę przeniósł do księgowości do sporządzania list płac wszystkich
pracowników pod wprawnym okiem głównego księgowego pana Pająka.
Przyjęto jeszcze do pomocy w
księgowości Janinę Kościelną - moją rówieśniczkę.
Autorka (z prawej) z Janiną Kościelną w biurze BKE |
Zaopatrzeniowcem był Jerzy Krupa, któremu
pomagał motorniczy – Józef Obtułowicz
nazwany „Stara Benzyna”- niezastąpiony w robieniu zakupów tak w mieście jak i
poza jego terenem. Czego nie mógł załatwić zaopatrzeniowiec, to Stara Benzyna załatwił. Przynosił jak spod ziemi potrzebne
rzeczy,
a wtedy jeszcze nie było łatwo zdobyć odpowiednie śrubki, kable, części do napraw tramwajów, budowy nowych autobusów.
a wtedy jeszcze nie było łatwo zdobyć odpowiednie śrubki, kable, części do napraw tramwajów, budowy nowych autobusów.
W sumie cały zespół pracowników
umysłowych i fizycznych umysłowych był bardzo zgrany, nie pamiętam kłótni, awantur,
niesnasek czy pijaństwa na terenie zakładu.
W 1947 roku zakończono remont, a właściwie
budowę (cała karoseria była robiona na nowo na starym podwoziu) autobusu marki
Bussing, była wielka radość całej załogi i otwarto pierwszą linię na trasie
Bielsko – Cieszyn.
We wrześniu 1947 pan Dyrektor roku zorganizował wycieczkę pracowników do Warszawy – na „Miesiąc Odbudowy Stolicy”.
We wrześniu 1947 pan Dyrektor roku zorganizował wycieczkę pracowników do Warszawy – na „Miesiąc Odbudowy Stolicy”.
Do Warszawy pojechali pracownicy
umysłowi i fizyczni, którzy w ten dzień nie mieli służby. Skontaktowano się z
zakładem komunikacyjnym
w Warszawie gdzie przyjęto nas bardzo serdecznie.
w Warszawie gdzie przyjęto nas bardzo serdecznie.
Podziwiano kunszt odbudowanego jako
pierwszego w Polsce powojennej autobusu. Zrobiono zdjęcie całej załogi oczywiście
na tle Bussinga. Fotografia ukazała się na czołowej stronie Gazety Warszawskiej
ze szczegółowym opisem pracy nad nim. Warszawę zwiedzaliśmy z przewodnikiem robiąc
wiele zdjęć, które po powrocie otrzymał każdy uczestnik wycieczki.
Pracownicy BKE na tle autobusu
Bussing, z aktówką w mundurze – Józef Obtułowicz ‘Stara Benzyna’. |
Po Bussingu odrestaurowano następny
pojazd. Ze starej ciężarówki dobudowano karoserię, wóz nazywał się GSM i
obsługiwał podmiejskie osiedla:
Straconkę, Bystrą, Aleksandrowice, Komorowice, Kozy.
Dyrektor dbał bardzo o
swoją załogę, interesował się jak się wiedzie pracownikom umysłowym jak i
fizycznym i pomagał jak to było konieczne. Troska o cały personel objawiała się różnie. Dyrektor
organizował (szczególnie dla młodzieży) imprezy, wyjazd do Bytomia, na opery,
do Gliwic na operetki, do Krakowa na zwiedzanie
miasta, a na występach w Jamie Michalikowej. Byliśmy także na dwóch spektaklach
w teatrze im. Juliusza Słowackiego. Do dzisiaj zachowałam kilka programów z
tych występów.
W lecie organizowano wyjazdy dla pracowników z rodzinami w plener – przeważnie nad wodę do Międzybrodzia, Wisły, Przyborowa. Jesienią wczesnym rankiem wyjeżdżaliśmy do Rycerki, Okrajnika i inne tereny leśne na grzybobrania. Zimą narciarze jechali do Szczyrku, Zwardonia.
W lecie organizowano wyjazdy dla pracowników z rodzinami w plener – przeważnie nad wodę do Międzybrodzia, Wisły, Przyborowa. Jesienią wczesnym rankiem wyjeżdżaliśmy do Rycerki, Okrajnika i inne tereny leśne na grzybobrania. Zimą narciarze jechali do Szczyrku, Zwardonia.
Dyrektor organizował także dla chętnych
bilety do bielskiego teatru, jak były jakieś ciekawe gościnne występy. Na
wszystkie przedstawienia miejscowe
i gościnne bilety załatwiał oczywiście Stara Benzyna, nie było wiec nigdy kłopotu z wejściem na przedstawienia, które cieszyły się po wojnie ogromnym powodzeniem.
i gościnne bilety załatwiał oczywiście Stara Benzyna, nie było wiec nigdy kłopotu z wejściem na przedstawienia, które cieszyły się po wojnie ogromnym powodzeniem.
Ponieważ podlegaliśmy PKP –
otrzymywaliśmy wszystkie przydziały jakie należały się kolejarzom: mundury,
czapki, buty dla motorniczych
i konduktorów. Pracownicy umysłowi i robotnicy fizyczni otrzymywali, sukno na płaszcze, 3 metry na rok, ręczniki, paczki z UNRRA – z różnymi artykułami żywnościowymi i – dla mnie najważniejsze - węgiel.
i konduktorów. Pracownicy umysłowi i robotnicy fizyczni otrzymywali, sukno na płaszcze, 3 metry na rok, ręczniki, paczki z UNRRA – z różnymi artykułami żywnościowymi i – dla mnie najważniejsze - węgiel.
Dyrektor starał się także często o dodatkowe
artykuły, jakie były w tym powojennym okresie racjonowane na kartki, ale też
często dodatkowe produkty.
Za budynkiem Centrali była elektrownia,
a za nią w starym budynku pod numerem 72 był mały sklepik – wynajęty przez BKE
– tutaj pracownicy bez kolejek mogli pobierać wszystkie przydziały - a można
też było kupować wszystko co było na kartki, dla siebie i swojej rodziny, aby
nie stać
w kolejkach na mieście. Jesienią, załatwiał gdzieś ziemniaki, kapustę cebulę i inne jarzyny na zimę, których można było zamówić dowolną ilość.
w kolejkach na mieście. Jesienią, załatwiał gdzieś ziemniaki, kapustę cebulę i inne jarzyny na zimę, których można było zamówić dowolną ilość.
Zakład posiadał z demobilu
wojskowego Willisa i nim rozwożono warzywa pracownikom do domu w ramach pomocowej
akcji socjalnej.
Willis służył także dla przyjemności i
kiedy przychodził okres Świętego Mikołaja pracownicy, którzy mieli dzieci,
mogli zaprosić go do siebie, bezpłatnie.
Dyrekcja udostępniała samochód, a o resztę starał się Stara Benzyna. Zdobywał
gdzieś cały ekwipunek Świętego: ornat, laskę, biskupie nakrycie głowy, był też diabeł
z rózgą i anioł. Willis jeździł do domów pracowników i Stara Benzyna wręczał dzieciom
przygotowane przez rodziców prezenty, a że gadkę miał niezłą, było bardzo
wesoło. Moje dzieci do dziś pamiętają te
odwiedziny chociaż są już dziś dziadkiem
i babcią.
Do kiedy podlegaliśmy PKP wszyscy
pracownicy otrzymywali zniżki kolejowe, płaciliśmy tylko 80 % wartości biletu.
Zebrała się na paczka pięciu młodych
i zwiedzaliśmy Polskę. Warszawa, Kraków, byliśmy na pierwszych po wojnie targach poznańskich, Zakopane, Pieniny, Karkonosze... Sobót wolnych nie było, ale braliśmy przy niedzieli dwa dni urlopu i w Polskę, zachowały mi się zdjęcia i wspomnienia.
i zwiedzaliśmy Polskę. Warszawa, Kraków, byliśmy na pierwszych po wojnie targach poznańskich, Zakopane, Pieniny, Karkonosze... Sobót wolnych nie było, ale braliśmy przy niedzieli dwa dni urlopu i w Polskę, zachowały mi się zdjęcia i wspomnienia.
Pracownicy BKE w palmiarni, pierwsza z lewej - autorka. |
Również za czasów PKP
przyjeżdżali z głównej dyrekcji z Warszawy na inspekcję dwaj inżynierowie: panowie
Winkler i Jóźwiak, którzy sprawdzali działalność zakładu, brali udział w
projekcie budowy linii tramwajowej nr 2
i sporządzili projekt nowej linii tramwajowej na Dębowiec, której realizacja niestety nigdy nie doszła do skutku.
i sporządzili projekt nowej linii tramwajowej na Dębowiec, której realizacja niestety nigdy nie doszła do skutku.
Trzeba mi teraz opisać
pomoc jakiej mi udzielił Dyrektor Szklanny,
po wojennej zawierusze było mnie i mojej rodzinie bardzo ciężko, tym bardziej, że Ojciec nas opuścił. Matka została sama – chorowała na zanik mięśni, ja miałam 19 lat i dwie młodsze siostry w wieku 16 i 10 lat, była
z nami także 72 letnia Babcia. Żyłyśmy z Mamy renty i z wyprzedaży co zostało po powrocie z wysiedlenia.
po wojennej zawierusze było mnie i mojej rodzinie bardzo ciężko, tym bardziej, że Ojciec nas opuścił. Matka została sama – chorowała na zanik mięśni, ja miałam 19 lat i dwie młodsze siostry w wieku 16 i 10 lat, była
z nami także 72 letnia Babcia. Żyłyśmy z Mamy renty i z wyprzedaży co zostało po powrocie z wysiedlenia.
Kiedy zaczęłam pracować w BEK moja
pensja była głównym źródłem utrzymania nas wszystkich.
Tak się złożyło, że w
grudniu 1946 roku, byliśmy młodzi już zgraną paczką a, że nadszedł dzień 4
grudnia – imieniny Barbary, wybrali się do mnie do domu prawie wszyscy i sam pan
Dyrektor Szklanny. Przyjechali wszyscy Willisem, znalazł się stary patefon i
jakieś płyty, Mama przygotowała coś słodkiego, było bardzo wesoło.
Ale jak to pan Dyrektor zawsze był
ciekawy wszystkiego, zlustrował wszystkie cztery pokoje i zauważył, że w jednym
wisi duży dywan na ścianie. Musiałam mu opowiedzieć jak wróciliśmy w 1945 roku
z wojennego wysiedlenia
i zastaliśmy duże weneckie okna bez szyb. Od sąsiadów wiedzieliśmy, że
w lutym i marcu po wkroczeniu wojsk, stacjonowali tutaj żołnierze sowieccy, którzy rozebrali drewniany płot i sztachetami palili w piecach, a przy opuszczeniu domu wybili wszystkie szyby. Po powrocie sąsiedzi pomogli nam zaszklić całe mieszkanie, ale niestety tylko pojedynczymi szybami, zima przełomu roku 1945 – 1946 była sroga, ograniczyłyśmy się tylko do tego jednego pokoju i tak trzeba było zatkać jedno okno dywanem
i dogrzewałyśmy się resztkami płotu. W końcu uratował nas przydział węgla z BKE.
i zastaliśmy duże weneckie okna bez szyb. Od sąsiadów wiedzieliśmy, że
w lutym i marcu po wkroczeniu wojsk, stacjonowali tutaj żołnierze sowieccy, którzy rozebrali drewniany płot i sztachetami palili w piecach, a przy opuszczeniu domu wybili wszystkie szyby. Po powrocie sąsiedzi pomogli nam zaszklić całe mieszkanie, ale niestety tylko pojedynczymi szybami, zima przełomu roku 1945 – 1946 była sroga, ograniczyłyśmy się tylko do tego jednego pokoju i tak trzeba było zatkać jedno okno dywanem
i dogrzewałyśmy się resztkami płotu. W końcu uratował nas przydział węgla z BKE.
Na drugi dzień po imieninach wezwał
mnie pan Dyrektor do siebie, polecił napisać dwa pisma:
- pierwsze - prośbę o pomoc przy
oszkleniu całego mieszkania, przydzielił mi szyby za odpłatnością, ale
robociznę otrzymałam za darmo w ramach pomocowej akcji socjalnej, radość w
rodzinie była ogromna, bo mogłyśmy korzystać z całego mieszkania;
- drugie podanie skierowane było do
Zarządu Miasta, aby uznano mnie za jedyną
żywicielkę Rodziny, co poświadczył sam pan Dyrektor, który też załatwił
w urzędzie najważniejsze formalności. Wiązało się to z przydziałem kartek i wszystkich
przysługujących już na 5 osób deputatów w ramach przydziałów PKP.
I tak minął rok l947, l948 i nastał
1949. Naciski ze strony komuny były coraz mocniejsze. Dyrektor należał do
Stronnictwa Demokratycznego, do którego zwerbował także paru pracowników
umysłowych, ale niestety coraz gorsza była atmosfera. Pewnego dnia zniknęły
wszystkie krzyże, które wisiały nad drzwiami pokoi i nie wiadomo było czyja to
sprawka. Starzy pracownicy bezpartyjni bardzo się oburzali, ale ponieważ zakład się stale powiększał, przybywało
nowych autobusów, to i personel także rósł, szczególnie kierowców, doszły
konduktorki do tramwajów i autobusów.
W przedsionku nad głównymi drzwiami wisiał obraz Matki
Boskiej Częstochowskiej formatu A-4, pod nią lampka elektryczna stale świecąca.
Podobno w latach trzydziestych, tramwajarze byli na pielgrzymce
w Częstochowie i obraz przywieźli. Przetrwał całą okupację, ale teraz przeszkadzał. Bardzo głośno interweniowali starzy pracownicy, próbowali nawet pilnować obrazu, odgrażając się gdyby ktoś chciał go usunąć.
w Częstochowie i obraz przywieźli. Przetrwał całą okupację, ale teraz przeszkadzał. Bardzo głośno interweniowali starzy pracownicy, próbowali nawet pilnować obrazu, odgrażając się gdyby ktoś chciał go usunąć.
Pewnego dnia zrobił się szum, bo obraz
zniknął. Odgrażano się dozorcom, ale nie było takiego któryby się przyznał.
Tego dnia zaraz po przyjściu do pracy zastałam pana Dyrektora w moim pokoju za
biurkiem. Czekał na mnie i powiedział: „Masz
w dolnej szufladzie paczkę, nie rozpakowuj jej aż w domu”.
W domu, po rozpakowaniu okazało się, że
to obraz Matki Boskiej, oniemiałam, nawet nie mogłam podziękować panu
Dyrektorowi.
I tak obraz wisiał u mnie w domu, w moim
pokoju. Najpierw nie miałam mu go komu oddać, bo komuna trwała, potem
centralę zburzono.
W
2009 roku, nawiązałam kontakt z Katolickim Telefonem Zaufania, przyszła
do mnie w odwiedziny pani, której przekazałam obraz wraz
z opisem. Zawiadomiła mnie później, że wisi w pomieszczeniu gdzieś na terenie Kurii diecezji bielsko-żywieckiej.
z opisem. Zawiadomiła mnie później, że wisi w pomieszczeniu gdzieś na terenie Kurii diecezji bielsko-żywieckiej.
W 1948 roku Bielska Kolej
Elektryczna przeszła z gestii PKP pod zarząd miasta tzn. Prezydium Miejskiej
Rady Narodowej w Bielsku. Skończyły się zniżkowe bilety kolejowe, deputaty
węgla, odzieży itp. przysługujące kolejarzom, a pracownikom umysłowym
dołożono dodatkową godzinę pracy. Pracowaliśmy
od 7:00 do 15:00, w takim wymiarze jak pracownicy fizyczni.
W 1949 roku zakończył też
pracę Dyrektor Szklanny, a od stycznia 1950 roku objął to stanowisko nowy
dyrektor. Osoba z klucza partyjnego, bez
specjalnego przygotowania fachowego. Już były rządy nie takie, nie taka
atmosfera, pracownicy często się naśmiewali za niefachowe decyzje.
W kwietniu tego roku wyszłam za mąż,
pracownicy nie na służbie tłumnie zjawili się w Białej w kościele i zrobili mi
szpaler w mundurach. Do dziś przechowuję piękne pisemne życzenia ślubne z
podpisami wszystkich, także tych,
których wymieniłam w tym wspomnieniu.
Życzenia ślubne dla autorki od pracowników BKE. |
Po urodzeniu syna i wykorzystaniu
urlopu macierzyńskiego „Panna Basia”
w czerwcu 1952 roku zakończyła pracę w BKE, już wówczas przemianowanym na MPK.
w czerwcu 1952 roku zakończyła pracę w BKE, już wówczas przemianowanym na MPK.
To nie znaczy jednak, że
zerwałam całkiem kontakty z zakładem.
W kwietniu 1951 roku mistrz lakierni, pan Wolf przeszedł na emeryturę,
a ponieważ mój mąż, który także był lakiernikiem był bez pracy, zatrudniono go na miejsce pana Wolfa. Byłam zatem na bieżąco w wiadomościach
z zakładu, brałam w udział we wszystkich imprezach organizowanych dla pracowników w ramach akcji socjalnej. Mąż Zygmunt przepracował w MPK 26 lat aż do przejścia na emeryturę.
W kwietniu 1951 roku mistrz lakierni, pan Wolf przeszedł na emeryturę,
a ponieważ mój mąż, który także był lakiernikiem był bez pracy, zatrudniono go na miejsce pana Wolfa. Byłam zatem na bieżąco w wiadomościach
z zakładu, brałam w udział we wszystkich imprezach organizowanych dla pracowników w ramach akcji socjalnej. Mąż Zygmunt przepracował w MPK 26 lat aż do przejścia na emeryturę.
==============
Powyższy tekst był zgłoszony na konkurs organizowany przez Urząd Miasta w 2013r. Praca zdobyła drugie miejsce.
Babciu! Wspaniałe wspomnienia i do tego świetnie opisane oraz zilustrowane. Jakbym się przeniosła w czasie. Ściskamy Was! Karolina
OdpowiedzUsuńCieszę się, że ktoś czyta i dziękuję za zainteresowanie
Usuń